Nasza uczennica Laureatką I Ogólnopolskiego Konkursu im. Zofii Nałkowskiej IX Edycji Konkursu Wojewódzkiego
Z przyjemnością informujemy, że Oliwia Stachoń, uczennica klasy Ie zdobyła pierwsze miejsce w I Ogólnopolskim Konkursie im. Zofii Nałkowskiej. Opiekunem Oliwii była pani Joanna Jaklińska-Ciągło.
Konkurs o artystycznym charakterze był organizowany pod honorowym patronatem Lubelskiego Kuratora Oświaty, Marszałka Województwa Lubelskiego, Wojewody Lubelskiego, Prezydenta Miasta Lublin oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Jego celem było wyeksponowanie i przypomnienie twórczości Zofii Nałkowskiej oraz promowanie uzdolnionej młodzieży z całego kraju. Konkurs odbywał się w kilku kategoriach: literackiej, recytatorskiej, historycznej, plastycznej, co pozwalało uczniom o różnych pasjach i uzdolnieniach zaprezentować swoje talenty. O wygranej decydowała m.in. umiejętność wydobycia tematyki psychologicznej w utworze. Finałowa gala, która odbyła się dnia 12.12.2024 roku w Lublinie, była dla Oliwii okazją do spotkania i wymiany doświadczeń z ludźmi, którzy, rozwijając siebie, nawiązują do dorobku twórczego znakomitej polskiej pisarki.
Dla pasjonatów literatury fragment opowiadania Oliwii inspirowany słowami Zofii Nałkowskiej: „Ze śniegów i mrozu wynika (…) słoneczna wiosna” ” („Dzienniki 1930- 39”).
Następne dni były dla Rozalii trudne. Każdego dnia umierała w niej mała cząstka nadziei. Powoli i po kolei pozbywała się jej najlichszego promienia. Serce twardniało z dnia na dzień, stając się skamieniałą bryłą lodu. Gdy wreszcie odnaleziono ciało chłopca, przykryte miękką warstwą śniegu, nie zdziwiło ją to zupełnie. Zmarznięty strup krwi na jego czole podpowiadał, że sprawcą upadku był wystający kamień lub coś podobnego, zdolnego ukryć się w ciemności, przed oczami chłopaka. Edmund upadł na wznak, a ostatnim obrazem docierającym do jego błądzących oczu było gwieździste niebo, tracące jedną z swych najjaśniejszych gwiazd. Zemdlony, zamarzł, pozostawiając po sobie sinofioletowe ciało, które śnieżny puch, chcąc ochronić przed oczami gapiów, przykrył i otulił niczym pierzyną białych piór.[…]
Ale o dziwo te obrazy nie były już tak przerażająco smutne. Teraz przypominając je po kolei, uśmiechała się lekko. Promieniały one bowiem światłem, jakimś dziwnym rodzajem smutnego piękna. Udała się na cmentarz, każdy nowo stawiany krok, to inne wspomnienie, to nowa napływająca tęsknota, za jego uśmiechem, głosem. Zmieniająca się w ciepłą łzę bólu połączonego z wdzięcznością. Gdy wreszcie dotarła do grobu Edmunda, zrozumiała, że jest to przełomowy moment. Nowy, nieśmiały początek. Bała się tego uczucia, przerażała ją utrata tego ogromu żalu, który tak szczelnie do niej przywarł przez ostatnie miesiące. Ale jednocześnie wiedziała, że musi to zrobić, pójść dalej, że jest mu to winna. Musi od nowa nauczyć się chwytać dzień, tym razem bez pomocy swych skrzydeł. Wiedziała, że nie zacznie się to od razu, że nie będzie łatwo, ale właśnie zaczynał się nieodwracalny proces topnienia. […]
A wtedy jej wzrok padł na grób. Koło samotnego znicza zobaczyła coś nowego, coś bardzo młodego i kruchego. Był to pierwiosnek - pierwsza oznaka wiosny.